Trzeba rzec iz przygotowane bylysmy na znacznie gorsze warunki. Wcale tak nie smierdzi ;) a moze po 9 godzinach w samolocie, w ktorym spalysmy max 3 godziny nasze zmysly byly porazone i znieczulone... lepiej dla nas. Odrazu na lotnisku poznalysmy dwie hiszpanki, z ktorymi zrzucilysmy sie na taxi do main bazar... tam zaczela sie inwazja na zmysly.. istny kociokwik. Atakujacy zewszad sprzedawcy i sluzacy wszelaka pomoca Hindusi poprostu wyrastali z pod ziemi, mnozyli sie pecznieli i paczkowali ;). Probowalysmy dowiedziec sie gdzie jest polecany tani hostel Sky View jednakze z mizernym rezultatem. Podszedl do nas schludnie wygladajacy Hindus z zapytaniem czy jestesmyz Polski. Bardzo sie ucieszyl i powiedzial, ze ma do nas prosbe abysmy przetlumaczyly mu list od Polki, ktory mu zostawila, a ktorego nie rozumie. Rewelacyjne zagranie psychologiczne! oczywiscie chcialysmy pomoc, a jak sie okazalo rzeczony list byl wpisem do ksiegi gosci a sprytnemu Hindusowi udalo sie nas zaciagnac do swojego biura podrozy. Obowiazkowo omamil nas pieknymi historiami, zdjeciami rodziny, listami ludzi z calego swiata zachwalajacymi jego uslugi. Takie strategie dzialaja na umysl zmeczonego i skolowanego czlowieka tak wiec przez chwile zastanawialysmy sie nad zmiana planu podrozy hahaha trudno bylo go opuscic. Powiedzialysmy ze jestesmy biednymi Trampami i chcemy najtanszy hostel zaprowadzil nas do rzekomo najtanszego w ktorym chcieli od nas 250 rupii. Mimo wycienczenia nie poddalysmy sie jego misternym zabiegom i udalysmy sie na poszukiwania we wlasnym zakresie.. z swietnym rezultatem, gdyz ogarnelysmy pokoj o takim samym standardzie za 100 rupii ( 2 lozka, wiatrak, kibel i prysznic). Oczywiscie klimat obskurny, lecz bez karaluszkow na ktore staralysmy sie przygotowac. Jesli chodzi o nasza diete w pierszych dwoch dniach to sklada sie na nia yerba + kisiel z polski + jajko na twardo+ spicy krakersym + owoce. Natomiast trzeciego dnia nie moglysmy sie juz oprzec tak wiec Kofty i Samosy poszly w ruch.. Wiecej wrazen pozniej